Get Adobe Flash player

Cierpica Klaudia: Żal

Dziewięć lat temu zdechła moja ukochana suczka - Misia. Pamiętam to dokładnie. Zupełnie jakby stało się to wczoraj. Pamiętam jej cierpienie i mój przeraźliwy, długi płacz.

Misia była moim ukochanym pieskiem i najlepszą przyjaciółką. Podobno, gdy byłam jeszcze bardzo malutka, Misia podczas spacerów radośnie dreptała przy moim wózku. Bardzo się cieszyłam, gdy mogłam choć przez chwilę pogłaskać jej kudłate, mięciutkie futerko. Mimo że była tylko psem, dla mnie znaczyła bardzo wiele. Kochałam ją, lecz niestety pewnego dnia odeszła bezpowrotnie.

Pamiętam, był wtedy deszczowy dzień, ale mimo to od rana byłam bardzo radosna. Miałam bowiem po raz pierwszy wybrać się na przejażdżkę moim nowym rowerem. Oczywistym było, że zabiorę ze sobą Misię. Wyszłam więc na podwórko i zaczęłam ją wołać. Robiłam to coraz głośniej i głośniej, ale jej ciągle nie było. Zaczęłam się trochę martwić. Po chwili jednak przyszła mi do głowy myśl, że może być z moim tatą na łące za domem. Od razu się uśmiechnęłam i żwawo tam pobiegłam. Gdy dotarłam na miejsce, bardzo się zasmuciłam, ponieważ nie znalazłam ani taty, ani pieska.

Chodziłam w kółko i wołałam, ale nikt nie przyszedł. Zbierało mi się na płacz, ale powstrzymałam go i postanowiłam sama wybrać się na rowerową wyprawę. Coraz bardziej miałam na to ochotę, tym bardziej że niebo przejaśniło się i zaczęło świecić słońce. Poszłam do szopki po rower. Aż podskakiwałam z radości myśląc o tym, jak za chwilę będę mknąć moim cudeńkiem polną drogą.

Moja radość nie trwała długo. Weszłam bowiem do szopki i moim oczom ukazał się przerażający widok. Misia leżała na betonie cała w kałuży krwi. Zaczęłam płakać, krzyczeć. Stałam nad nią, łkając głośno. Smutek sparaliżował mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Po chwili jednak kucnęłam przy niej. Drżącymi dłońmi zaczęłam gładzić jej futerko. Po twarzy spływały mi łzy. Mówiłam do niej. Prosiłam łamiącym się głosem, żeby otworzyła oczy, ale ona była już po „tamtej stronie”. Żal ściskał mi gardło. Czułam, że straciłam ją na zawsze. Nie mogłam opanować smutku. Ogarnął mnie nieopisany żal i niewyobrażalna tęsknota.

W nocy nie mogłam zasnąć. Ciągle płakałam i myślałam o tym, czy będzie jej "tam" dobrze. Byłam pewna, że dusza Misi trafi do nieba. Teraz wydaje się to śmieszne, ale wtedy było to rzeczą oczywistą. Nazajutrz rano poszłam razem z tatą pochować pieska. Płakałam jak bóbr, patrząc jak znika pod warstwami ziemi. Byłam oburzona tym, że wylądowała pod najzwyklejszym piachem. Tata tłumaczył mi, że każdy pies ma taki "grób". Do mojej małej główki nie docierało, że pies nie ma uroczystego pożegnania. Takiego z kwiatami i zniczami. Teraz jest to oczywiste, ale wtedy przeżyłam to tak bardzo, że niemal obraziłam się na swojego tatę , że zrobił jej tylko taki "pochówek".

Długo nie mogłam zapomnieć o Misi. Przez wiele dni smutek malował się na mojej twarzy. Skończyło się to dopiero, gdy dostałam nowego pieska. Wtedy znowu zaczęłam się uśmiechać. :)

 

UCZESTNICZYMY W PROJEKCIE "PRACOWNIE KOMPUTEROWE DLA SZKÓŁ" WSPÓŁFINANSOWANYM PRZEZ UNIĘ EUROPEJSKĄ